Ksiądz Henryk Michalak – sąsiad Kamila Stocha z Zębu z widokiem na Tatry, kapelan Ministra Obrony Narodowej Antoniego Macierewicza, kapelan Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny w Krakowie, organizator Stowarzyszenia Księży Marynarzy przy Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni.
Z ks. Henrykiem Michalakiem spotykamy się w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Właśnie skończył nagranie programu, który emitowany będzie na antenie TVP Gdańsk. O czym rozmawiał z dziennikarzami? Niechętnie zdradza. Zapewne o tym, o czym z nami… o życiu… Spośród zebranych gości pierwsze pytanie ks. Michalakowi zdał prof. Jerzy Grzywacz.
Jerzy Grzywacz: Mój przyjaciel na łożu śmierci powiedział: „proszę księdza, tak bardzo chciałoby się żyć”. Codziennie modlimy się Ojcze Nasz, Przyjdź Królestwo Twoje. Wierzymy, że życie po śmierci jest życiem lepszym, szczęśliwszym. To skąd się bierze to, że tak trzymamy się tego życia, że nie chcemy umierać?
Ks. Henryk Michalak: Ja odpowiem anegdotą również. Żyłem sobie pod sercem mojej mamy przez 9 miesięcy. Było mi ciepło, mama była wspaniałą kobietą, nie używała żadnych używek, odżywiałem się świetnie, byłem szczęśliwy. Kiedy przyszedł dzień moich narodzin na ten świat, nie bardzo chciałem krzyczeć. Po prostu moje życie było na włosku. Mądra stara, wiejska kobieta, która setki dzieci odbierała, rzuciła mnie do zimnej wody, a potem do gorącej, a potem znów do zimnej i znów do gorącej. I wtedy się rozdarłem, zauważyli, że ledwo dycham, postanowili mnie ochrzcić, zresztą podobnie, jak Benedykt XVI, w Wielką Sobotę się urodził i w wielką sobotę został ochrzczony. A ja się urodziłem we wtorek o pierwszej w nocy, a o dziesiątej rano mnie ochrzcili. Nawet wódki nie wypili na chrzcinach, bo nie było czasu. Kiedy przyjechaliśmy z kościoła, to mama patrzyła czy jeszcze dycham… No dycham, do dzisiaj… Co chcę powiedzieć? To życie, które było pod sercem mamy było bezpieczne, piękne, szlachetne. To do którego się wchodzi… niepewne… zimne, trudne, ale się przyzwyczajamy, i jak się przyzwyczaimy, jest nam tu znowu dobrze, chciałoby się żyć, bo to jest coś pięknego. Życie jest tak piękne, ponieważ to Bóg dzieli się swoim życiem z nami. To Bóg tworzy nas ze swego życia, bo jesteśmy na jego obraz i podobieństwo. I on daje nam szczęście tu i teraz. Tak jak się rodzimy do życia na ziemi, tak rodzimy się do życia do nieba. Ale wtedy boimy się tego. Nie wiemy, jak tam jest, jak wygląda to życie z Bogiem? Czy jaj tam wejdę, czy ja się dostanę? Ale kiedy przekroczymy próg wieczności, to co było pod sercem mamy, i to co było tu na ziemi, jest niczym wobec tego życia do którego idziemy. To przyzwyczajenie do ziemi świadczy o tym, jak wielkim skarbem jest życie. Dziś niestety za mało doceniamy życie ludzkie, a one jest cudowne. My tu się spotkaliśmy, dzisiaj po raz pierwszy i mówimy o życiu. O czymś co jest najpiękniejsze. Ja bym chciał żyć jeszcze chociaż przez dwadzieścia lat, a Pan Bóg się ze mnie teraz pewnie w niebie śmieje, bo najbardziej się śmieje, kiedy mu za dużo dyktujemy… To przejście na drugi brzeg jest bardzo trudne, bardzo kłopotliwe, dlatego trzymamy się tego co jest, co znamy. Cały problem jest zawarty w akcie wiary. Im wiara moja jest głębsza tym jest łatwiej. Jan Paweł II pomógł nam trochę umierać spokojniej, umierał bowiem na oczach świata. Żaden papież tak nie umierał. Umierał w kamerach telewizyjnych. Jak wiele nauczył nas przez to, naprawdę wiele. Cały problem jest tylko w tym, żeby tak jak uczyliśmy się źyć, tak musimy się uczyć umierać. Żyjemy dla Pana i umieramy dla Pana. Jeśli tak to musimy przestać się bać, lęk jest powodem tego o co Pan dzisiaj pyta. Jan Paweł II w jednej z pierwszych encyklik napisał: „współczesny człowiek bytuje w lęku”. To jest więcej niż życie, bytować to znaczy – istnieć. U podstaw naszej całej egzystencji jest niepotrzebny lęk. A powinno być zaufanie, wiara, miłość, a nie lęk. My się boimy. W związku z tym lęk jest też tym o czym mówimy. Każdy chciałby żyć dłużej. Życie ludzkie jest bardzo króciutkie…
Prof. Jerzy Grzywacz: Dziękuje za odpowiedź. Ona mi konweniuje z tym co było z siostrą Faustyną, ona nie bała się śmierci. U niej nie było tego lęku, który jest u nas.
Ks. HM: Gdy chodzi o siostrę Faustynę to ja akurat w jej życiu wychwytuję inne problemy. Tzw. jej życie egzystencjalne było szalenie trudne. To byłą wiejska dziewczyna, słabo pisała i słabo czytała. W klasztorze była tylko po to żeby pracować i dźwigać wory z mąką. Jak siostry się dowiedziały, że ona ma spotkania z Jezusem, wizje mistyczne, to jej dokuczały, a jedna z nich mówiła: „Ty głupia ty, gdyby do matki generalnej przychodził Chrystus to ja bym uwierzyła, ale do Ciebie”. Bardzo dużo cierpiała z powodu sióstr, uważali ja za oszukańca, że leniuchuje, a ona ledwo się słaniała na nogach, ledwo żyła, była chora. I proszę pamiętać, tak jak Pan Jezus trzydzieści trzy lata i ani dnia dużej, ona też tak żyła. I umierała w samotności. Tym który ją pocieszał był Jezus, który ciągle do niej przychodził. I jej szczęściem było to, że ona była w zażyłej przyjaźni z Jezusem. Nie siostrom, nie tym co prosili o modlitwę, a właśnie jej się objawił Jezus. Pewnego dnia była z siostrą na zabawie w Łodzi, w parku. Podczas tańca z chłopcem, Pan Jezus mówił do niej „Jak długo będziesz mnie zwodzić”. I uciekła wtedy z parku, powiedziała siostrze, że boli ją głowa, poleciała do kościoła i padła krzyżem. Czyli ona cały czas była samotna. Żyjcie człowieka, nie boję się tego powiedzieć, to jest bojowanie przede wszystkim ze swoją samotnością. Człowiek na tym świecie jest samotny. Przepraszam, że tak powiem – żadna mnie nie chciała – więc powiedziałem – Panie Jezu zrób coś ze mną i weź mnie. No to mnie zrobił swoim służącym. Ale co chce przez to powiedzieć. I żona, i mąż, i dzieci, i wnuki nie są w stanie wypełnić tego co jest między Bogiem, a człowiekiem. To się nazywa samotność. Na tą samotność trzeba się zgodzić, tą samotność trzeba pokochać, i w tę samotność nikt nie wejdzie, tam tylko może wejść Bóg. U siostry Faustyny właśnie tam wszedł Bóg i lęk został zabrany. Ale między Bogiem, a człowiekiem ta przestrzeń to miejsce, które Bóg chce wypełnić i dzielić ze mną moje życie. Dzięki niemu mogę się nie bać. Wtedy gdy człowiek tak zawierzy Bogu, że się przestaje bać, żyje jako wolny. Faustyna była wolną… Czasem się ludziom wydaje, że ksiądz to ma wszystko załatwione. Zanim zostałem księdzem przywozili mnie tu do marynarki wojennej bo chcieli mnie uszczęśliwić inaczej. Przywozili dziewczyny z Gdańska z „Bałtyku” z workami cukierków i na tańce nas zapraszali. Żebyśmy tańcząc zapomnieli o powołaniu. Tak się na szczęście nie stało, ale to nie znaczy, że ja nie muszę o swoje powalanie walczyć. Dostałem je to je prostuję, to je buduję, to go nie popsuję. To co mówię nie przystaje do dzisiejszego świata, bo ten świat jest pogański, ten świat patrzy na wiarę wymiernie – „co ja z tego będę miał”? A nic! Ty masz się przyjaźnić z Bogiem, a nie co będę miał. To co warto dzisiaj to starać się być świętym.
Ewa Perłowska: A co by ksiądz powiedział młodym ludziom, tym którzy „walczą” aby przetrwać w dzisiejszych czasach, walczą o pracę, o rodzinę, o karierę, o kredyty, i rzeczywiście żyją w lęku… Bo z naszej rozmowy wynika, że jeśli my obawiamy się o swoją przyszłość to jesteśmy nie wierzący, nie kochamy Boga. Na to by wychodziło…
Ks. HM: Młodzi są nie tyle nie wierzący, co nie ufający. Bo wiara to jest zgoda na życie, że Bóg jest i że ja jestem z planach Boga. Bóg się mną opiekuje. Natomiast zaufanie to jest coś więcej niż wiara. Zaufanie to jest to, że mną, moim życiem interesuje się Bóg. W swoim krótkim życiu miałem dwa razy karę śmierci. Raz w roku 1978 i roku 1971. Na liście 104 księży do zabicia wpisał mnie Kiszczak i napisał na mojej teczce „dotyczy księdza o nazwisku Henryk Michalak i jego morderstwie w grudniu 1971”. Co ja chce powiedzieć przez to? Chociaż chcieli mnie zabić dwa razy – żyję. To znaczy, że Bóg się mną opiekuje, tzn., że Pan Bóg czegoś ode mnie oczekuje. Może pokażą mi to ludzie, których dopiero spotkam, może żebym się jeszcze bardzie nawrócił wierząc mu. To nie chodzi o to, żeby się obrazić, że pani nie wierzy, a;e chodzi o to, że trzeba głębiej wierzyć. Głębiej ufać. Bardziej niż sobie…
EP: To jest rzeczywiście ten stopień wyżej, zaraz pierwszy, ale nie taki prosty do pokonania.
Ks. HM: A czy my mówimy o prostych rzeczach? Żeby to się stało to trzeba chcieć! Wyspiański w odrodzeniu napisał tak: „Polacy mogliby mieć, gdyby chciało im się chcieć”. I niech pani powie młodzieży jedną rzecz – nie ma ważniejszego słowa w życiu człowieka, niż „chcieć”. Chce być kimś, chcę przeżyć życie mądrze, twórczo, odpowiedzialnie. Nie byle jak. W autobusie spotkałem niedawno dziewczynę. Ona po trzydziestce, jechała do swojego ukochanego, jeszcze nie są małżeństwem więc się bawią. Nie wiedziała, że jestem księdze i w pewnym momencie pyta mnie czy chodzę do kina. Ja jej na to opowiadam, że nie chodzę bo dziś w kinach grają sieczkę. Czyli to co ludzie chcą oglądać. Do teatru też nie chodzę, bo teatr nie istnieje, bo teatr grecki to była Katharsis, oczyszczenie. Teatr prowadził w górę. Dziś tego nie ma. Dziewczyna więc na to odparła, że ona chodzi i do kina i do teatru, bo tam chce przeżyć przyjemność. Szlak mnie trafił. Pół godziny milczałem, ale jak się już zbliżałem do Zakopanego, powiedziałem, że bardzo miła była podróż, ale na koniec chciałem Pani: „powiedzieć coś więcej. Nie zgadzam się z panią, że kultura to przyjemność. To znacznie więcej – to piękno, dobro. Jak coś jest piękne i dobre to mi da przyjemność owszem, ale wyższego rzędu”. Ona mi przytaknęła. Ja na to: „ale wcześniej powiedziała pani – ja szukam przyjemności”. Odparłem więc, żeby szukała i to dobrze, ale… sensu życia. Młodzież musi chcieć więcej niż to co jest przyjemnością. Chcieć tego co jest przygodą życia. To nie wystarczy skoczyć do łóżka, i zabawić się cieleśnie, bo jutro ciało młodsze się znajdzie. I będzie piękniejsze, a to stare trzeba będzie wyrzucić! Chcieć, czyli kochać kobietę, kochać mężczyznę, ale więcej! Największym grzechem młodzieży dzisiejszej jest brak miłości do siebie. A proszę zobaczyć jak Pan Jezus mówi – miłuj bliźniego swego, jak siebie samego. Jak ja mogę kochać kogoś, jak ja siebie nie kocham. A jak ja wiem, do kogo należę, za kim idę, to ktoś może mi wszystko powiedzieć, a ja i tak swoje wiem… Największym grzechem naszych czasów jest właśnie brak miłości do siebie. Skąd to się wzięło – powiem – z filozofii Hegla, z filozofii Marksa, z filozofii Nietzschego. Niech pani studiuje filozofię ze szkoły frankfurckiej. Szkoła frankfurcka to jest taka pogańska szkoła XX i XXI w. W której lęgną się wszystkie ateizmy XX i XXI w. I tam w tej szkole rujnują system świata czyli cywilizację chrześcijańską. Trzeba wyjaśnić dzisiaj młodzieży cywilizację chrześcijańską. Multikulti nic nie da. Multikulti tylko nas wykolei, poza tym każdy człowiek jest zdolny, być cywilizowanym na jeden sposób. Albo jestem islamistą, albo jestem judaistą, albo jestem chrześcijaninem. Nie da się połączyć judaizmu z chrześcijaństwem. Nie da się połączyć islamizmu z chrześcijaństwem. Ani islamizmu z judaizmem, choć są z tej samej nacji, bo to jest islam. Dramat świata polega na łączeniu cywilizacji. Proszę zobaczyć, jak nasz rząd aktualny pięknie wypadł w Europie. Nie godzili się na mieszankę piorunującą ww własnym domu. Możemy przyjąć Polaków z Ukrainy, milion przyjęliśmy i co. I kobiety nie są gwałcone, kobiety nie są obmacywane, a tam u Arabów kobiety są molestowane. Nasza kultura mówi, hola, hola, nie tu. W związku z tym dziś bym bronił cywilizacji, naszej kochanej chrześcijańskiej, nie ma piękniejszej cywilizacji świata niż chrześcijańska. Do naszej pory było dwadzieścia cywilizacji. Ale cywilizacja rodzi się, rozwija i umiera. Dziś cywilizacja chrześcijańska jest na zakręcie. Jak upadnie, to niech pani powie młodzieży, że „jakoś to nie będzie”, bo przyjdzie obca cywilizacja i nas weźmie w niewolę. Nie ma tak, że przyjdzie Chińczyk i będzie podobnie. On cie poprowadzi, tak jak będzie chciał. Będzie inaczej. Najwyżej stojącą cywilizacją świata, nie dlatego, że jestem chrześcijaninem jest chrześcijaństwo. Nikt wyżej nie wzbił się ponad cywilizację chrześcijańską. Dlaczego? Cywilizacja chrześcijańska powstawała pięć wieków. Po upadku rzymskiej i greckiej. Rzymska i grecka upadły z braku moralności, i chrześcijańska upadnie też z braku moralności. Armia rzymska nie mogła obronić imperium rzymskiego, bo w armii rzymskiej byli sami homoseksualiści, a homoseksualista jest po to żeby się bawić, nie jest zdolny do niczego. Czy on będzie facetem w świecie, czy on będzie księdzem czy zakonnikiem, niczego nie zrobi. Bo homoseksualista jest do rozrywki. Tak było w greckiej, tak było w rzymskiej. Padła grecka – padła, padła rzymska – padła. Co zrobiła chrześcijańska? Z greckiej wzięli filozofię i kulturę, z łacińskiej prawo rzymskie, i dołączyła chrześcijańską miłość Jezusa i wyszła najpiękniejsza cywilizacja świata. Św. Augustyn mówił: „kochaj i czyń co chcesz”. Nie tak jak Owisiak powiedział: Kochajta i róbta co chceta”… i bądźta głupie. U podstaw życia jest to czego brakuje dziś w świecie – miłości. Jak jest miłość jest dobrze wszystko. Tylko, że miłość w rozumieniu świata dzisiejszego to nie jest ta miłość, o którą chodzi nam. To że ktoś ma piękne ciało to nie jest najważniejsze, najważniejsze jakie ktoś ma serce i umysł!