Wodnosamoloty w Gdańsku to na razie historia. Warto jednak pamiętać, że przed wojną wyglądało to nieco inaczej. Chociaż pierwsze połączenie wodno-lotnicze Wolnego Miasta Gdańska było początkowo obsługiwane z Sopotu, to jednak ze względu na niekorzystne warunki otwartego akwenu szybko przeniesiono je na Martwą Wisłę do Górek Wschodnich. Atutem nowej lokalizacji był wysoki las wydmowy, który od północy chronił wodnosamoloty przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi (przede wszystkim silnym wiatrem).
Inauguracja połączenia ze Sztokholmem nastąpiła 5 czerwca 1925 r., a trasę obsługiwały dwa wodnosamoloty typu Dornier Wal mogące przewieźć 14 pasażerów. Przedsięwzięcie było wspólnym dziełem dwóch towarzystw lotniczych: Danziger Aero Lloyd (funkcjonowało w Gdańsku jako filia Deutsche Aero-Lloyd AG z siedzibą w Berlinie) oraz szwedzkiego Nordische Flugreederei.
Start z portu w Gorkach Wschodnich następował o godz. 17.15, a o godz. 21.15 wodnosamolot był już w Sztokholmie. Skąd wylatywał w dniu następnym o 6 rano, aby dotrzeć do Gdańska o godz. 10. Na liczącej 690 km trasie z Gdańska do Sztokholmu bito też rekordy prędkości i tak 18 czerwca 1925 r. pilot Kraut pokonał ją na maszynie Fokker F III w dwie godziny. Parę dni wcześniej wodnopłatowiec Dorniel Wal „Idiar” pokonał ją w czasie dwóch godzin i 38 minut. Ten ostatni uległ też na początku lipca wypadkowi rozbijając się koło wsi Plehnedorf (Płonie). Na szczęście uszkodzeniu uległa tylko maszyna, a pasażerom nic się nie stało. Obiecujący sezon zakończono 30 września 1925 r. Niestety, w następnym roku loty zawieszono.
Warto też wspomnieć o odwiedzeniu Gdańska w październiku 1925 r. przez trzy włoskie hydroplany pod dowództwem majora Umberta Madaleny. Lecąc z Rygi do Kopenhagi zatrzymały się w Gdańsku w celu uzupełnienia paliwa.
Rok 1928 zaowocował wznowieniem komunikacji wodno-lotniczej pomiędzy Wolnym Miastem Gdańskiem i Szwecją. Niestety, tylko w tym roku, chociaż plany były znacznie ambitniejsze. Ze środków WMG wybudowano nawet nowy port wodno-lotniczy w miejscowości Górki Wschodnie. Składał się on z dwóch budynków: dworca pasażerskiego oraz przystani pasażerskiej dla statków dowożących pasażerów z Gdańska i Elbląga. Zaletą lądowiska był chroniący od wiatru wał wydm, co umożliwiało wodowanie hydroplanów nawet przy silnym wietrze. Warto dodać, że ramię rzeki miało w tym miejscu do 1300 metrów szerokości oraz do 8 metrów głębokości.
Chociaż w Górkach Wschodnich powstała odpowiednia infrastruktura portu wodno-lotniczego, to jednak największym problemem okazał się brak wodnosamolotów (hydroplanów). Deuttsche Luft Hansa preferowała bowiem konkurencyjną linię Szczecin-Helsinki, a planowanego połączenia na trasie Szczecin-Gdańsk-Libawa-Helsinki ostatecznie nie uruchomiono. Stąd też w okresie od 11 czerwca do 23 września 1928 r. jedynie sezonowo funkcjonowała trasa Gdańsk-Kalmar na której wykonano 80 lotów i przewieziono 197 pasażerów oraz 287 kg ładunku. Trudno uznać te wyniki za imponujące odnosząc je do poniesionych przez Senat WMG nakładów. Wspomniana trasa była obsługiwana trzy razy w tygodniu przez wodnosamoloty Dornier Super Wal, a przelot trwał 2,5 godziny. W późniejszych latach regularnych połączeń wodno-lotniczych nie udało się już wznowić.
Nie oznacza to jednak, że żadne hydroplany do Gdańska już nie zawitały jak miało to miejsce w przypadku największej i najsłynniejszej w tym okresie „latającej łodzi” Dornier Do-X o numerze burtowym D-1929. Gościła ona w Gdańsku od 6 do 13 lipca 1932 r. i stacjonowała w porcie wodno-lotniczym w Górkach Wschodnich. Tą latającą łódź o długości 40 metrów zaprojektował Claude (Claudius) Dornier, a jej skrzydła miały 48 metrów rozpiętości. Prędkość przelotowa wynosiła 190 km/h (maksymalna 211 km/h), a maszynę dysponującą trzema pokładami unosiło w powietrze 12 silników o mocy 600 koni mechanicznych każdy. Nic zatem dziwnego, że Dornier Do-X wzbudził w Gdańsku ogromne zainteresowanie, a w porcie w Górkach Wschodnich witał go prezydent Senatu WMG Ernst Ziehm.
Aby umożliwić obejrzenie latającej łodzi firma „Weichbrodt & Schlawjinski” zorganizowała nawet specjalne kursy autobusowe z Targu Siennego do portu, a gdański armator „Weichsel” LAG uruchomił w tym celu swoje parowce: „Paul Beneke”, „Neufahrwasser” oraz „Schwan”. Hydroplan odleciał 13 lipca zatankowawszy wcześniej paliwo w asyście gdańskiej straży pożarnej, która ubezpieczała tę operację. Kiedy przywiezieni przez parowiec „Hilfe” pasażerowie zajęli miejsce w tej olbrzymiej latającej łodzi skierowała się ona ku ujściu Śmiałej Wisły. Nabrawszy rozpędu hydroplan uniósł się w górę wzbudzając podziw licznie zgromadzonych widzów.
Warto jednak wspomnieć, że wyprodukowany zaledwie w trzech egzemplarzach samolot pasażerski o konstrukcji łodzi latającej Dornier Do X była bardzo awaryjny, a koszty eksploatacji horrendalnie wysokie, co spowodowało, że wycofano go później z eksploatacji i umieszczono w berlińskim muzeum, gdzie zniszczyły to cudo techniki alianckie bomby.
Dzięki temu, że na Wyspie Sobieszewskiej nie toczyły się żadne walki budynki dworca lotniczego ocalały. W dawnym budynku dworca pasażerskiego portu wodno-lotniczego w którym zachował się nawet kominek mieści się obecnie stacja badawcza Uniwersytetu Gdańskiego.
Szkoda, że wodnosamoloty zniknęły z Gdańska. Na pewno stanowiłyby atrakcję turystyczną. Być może warto je jeszcze zaprosić, nawet z krótką wizytą? Chętni do odbycia takiego lotu na pewno się znajdą.