Z Patrykiem Demskim, radnym Sejmiku Województwa Pomorskiego w latach 2006 – 2010, a obecnie burmistrzem Miasta i Gminy Pelplin spotykamy się ponad rok po wyborach samorządowych. Co zmieniło się przez ten czas?
Agnieszka Kostuch: W zeszłym roku wrócił pan z niezłym przytupem na podwórko lokalnej polityki, wygrywając wybory na burmistrza. Skąd ten pomysł?
Patryk Demski: Przede wszystkim z miłości do mojego miasta, do gminy Pelplin. Nie mogłem dłużej już patrzeć już na to, w którym miejscu byliśmy i jak zaprzepaszczaliśmy różne szanse. Przykro słuchało się tego, że jednym tchem wymieniano nas jako samorząd najbardziej zadłużony, który słabo rokuje. Oczywiście nie przekreślam w tym miejscu całego dorobku moich poprzedników, bo on jest istotny.
AK: Niedługo dobiegnie końca pierwszy rok pana zarządzania miastem. Co przez ten czas udało się zrobić?
PD: Na początku udała się rzecz najważniejsza, która przyświecała mi na początku przyjścia do samorządu – złapać równowagę finansową. Gmina była w specyficznej, trudnej sytuacji, w której suma różnych zobowiązań była bardzo wysoka. Różnymi metodami takimi jak oszczędności czy przykładanie się do wykonania budżetu, udało się pierwszy raz od dawna wypracować sporą nadwyżkę finansową. Podpisaliśmy porozumienie z Polską Grupą Energetyczną. Dzięki temu wypłacono nam sporą kwotę z tytułu opodatkowania farmy wiatrowej. Obecnie kończy się też kilka dużych inwestycji w Pelplinie.
AK: Podajmy kilka przykładów…
PD: Przede wszystkim GUMEKO, czyli najnowocześniejszy zakład recyklingowy w Polsce opon gumowych. Po drugie kończymy budowę stacji elektroenergetycznej jednej z największych inwestycji PSE. Obecnie trwa także rozbudowa firmy Logistyk, która będzie największym w Europie producentem produktów spożywczych głęboko mrożonych. Różnego rodzaju źródła powodują, że ten budżet się domknął. Pewnie jest daleki od ideałów, bo każdy chciałby mieć dużo pieniędzy na wydatki i mało zobowiązań, ale złapaliśmy tą równowagę finansową i to jest najważniejsze.
AK: Równowagę złapał też urząd pod pana kierownictwem, którego praca w ostatnim roku nieco się zmieniła prawda?
PD: Ciągle jesteśmy w ewolucji. Poza jednym wszystkie referaty mają nowych kierowników, debiutuje także pani skarbnik. Rozpoczęliśmy również współpracę ze sporym gronem młodych współpracowników, którzy są chętni i mają zapał do pracy. W urzędzie staramy się także zerwać z metodą takiej pracy utartej od 7 do 15 i dlatego pracujemy o różnych porach. Nie jest to może całkiem higieniczne, zgodne z zasadami BHP, ale na pewno służy gminie i porządkowaniu różnego rodzaju rzeczy.
AK: Czyli to prawda, że burmistrza w urzędzie można spotkać niemal o każdej porze dnia? Aż tak poświęca się pan pracy?
PD: Anegdotycznie powiem, że mieszkam naprzeciwko i może dlatego mam łatwiej, ale to prawda, staram się w miarę możliwości uczestniczyć w ważnych wydarzeniach i jeśli w ciągu dnia jest ich tak dużo, że trudno zebrać znaleźć czas na papierkowe sprawy, to czas na koncepcyjną pracę trzeba znaleźć później. Tego brakuje trochę w samorządach. Nie mamy czasu kiedy się naradzić, kiedy się ze sobą spotkać.
Kiedyś w jednym z wywiadów przyznałem, że mam takie ADHD samorządowe, bo bardzo lubię bezpośredni kontakt z urzędnikami, do którego ich w jakimś stopniu przez ten rok przyzwyczaiłem. Wolę przejść się i sprawdzić czy to rozwiązanie nad którym pracują lub wspólnie wypracowaliśmy, mieści się w granicach rozsądku, możliwości finansowej niż siedzieć na miejscu i w starym stylu odbierać raporty lub narady.
AK: Nie tylko z urzędnikami, ale także z mieszkańcami stara się pan być w stałym kontakcie. Widać to zwłaszcza po pana sporej aktywności na portalach społecznościowych.
PD: Muszę przyznać, że działalność na Facebooku, Twitterze i innych mediach społecznościowych zaczynałem z pewną obawą, która była bezzasadna, bo dzisiaj obserwuje mnie już ok. 3 tysięcy osób. W związku z tym przepływ informacji się skrócił. Podam tu pewien przykład. W tym roku po raz pierwszy robiliśmy święto Trzech Króli. Wywiesiliśmy plakaty, ale także w internecie zachęcaliśmy mieszkańców do wzięcia udziału. Pewnego dnia spotkała mnie starsza pani, która powiedziała: „Panie burmistrzu przyjdziemy, a wnuczka na Facebooku przeczytała, że musimy się przebrać”. Wtedy miałem już pewność, że to się uda.
AK: Czyli pan burmistrz popiera nowe media, stare formy odchodzą do lamsua?
PD: Wydaje mi się, że współcześnie samorządowcy nie doceniają póki co roli mediów społecznościowych. To jest jakby zderzenie traktora z Porsche. Niby jedno i drugie jest pojazdem, ale różnią się prędkością i jakością. Przekaz przez internet jest bardzo szybki, a gazety, obwieszczenia nawet w lokalnych publikatorach są zawsze obarczone tą wadą trudnej dostępności i czasu trwania ich publikacji.
AK: Taka chęć ciągłego i bezpośredniego kontaktu z mieszkańcami to efekt pierwszego roku, początków pana działalności na tym stanowisku. Nie boi się pan, że ten zapał kiedyś minie?
PD: Zawsze byłem gdzieś tam człowiekiem społecznym, od lat związanym z Peplinem. Kiedy nie byłem aktywnym samorządowcem, kiedyś działałem w tej większej trochę polityce, w dużym stopniu ścierałem się z różnego rodzaju problemami ludzi. Tego kontaktu nigdy nie zatraciłem, więc może jest mi łatwiej. Kontaktem z mieszkańcami nie da się znudzić. No i wspomaga mnie w tym też takie grono przyjaciół i znajomych, które gdzieś tam życzliwie ale też krytycznie mnie recenzuje więc jest to też dla mnie zawsze ważne.
AK: Dziękuje za rozmowę